Dlaczego myśliwi polują?

W ostatnich dwóch latach przez polskie społeczeństwo przeszła szeroka fala głosów krytycznych względem łowiectwa. Często w dyskusjach medialnych, ale także w pracach zespołów decyzyjnych (np. komisje sejmowe) górę brały emocje nad racjonalnymi argumentami. Faktem jest, że części społeczeństwa w Polsce łowiectwo kojarzy się wyłącznie z zabijaniem zwierząt. Według powszechnego, stereotypowego wizerunku łowca to człowiek bez skrupułów strzelający do bezbronnej zwierzyny, chcący wymordować z polskich lasów wszystko co w nich żyje. Wyładowujący skrywane frustracje na zabijaniu zwierząt, w najlepszym razie traktujący zwierzynę jako ruchome cele do trafienia. Czyż nie spotkaliście się Państwo w dyskusjach, przekazach medialnych z takim obrazem myśliwego? Czy takimi właśnie cechami wyróżnia się polski myśliwy?

Czym, więc jest współczesne łowiectwo? Zgodnie z prawem to ochrona zwierząt łownych (kilkadziesiąt gatunków), gospodarowanie ich populacjami, zachowanie bioróżnorodności poprzez między innymi poprawę warunków bytowania zwierząt oraz kultywowanie kultury i tradycji łowieckich. W Polsce łowiectwo oparte jest na jednej organizacji jaką jest Polski Związek Łowiecki (PZŁ), który zrzesza wszystkie osoby polujące i gospodarujące zwierzyną. Zaś gospodarka łowiecka funkcjonuje w ramach obwodów łowieckich (polnych i leśnych), których dzierżawcami mogą być w szczególności koła łowieckie oraz ośrodki hodowli zwierzyny (OHZ). Oparcie gospodarki łowieckiej na jednej ogólnokrajowej organizacji – PZŁ, umożliwia ustanowienie, a następnie respektowanie wspólnych zasad ochrony, hodowli i pozyskania nadmiernej liczby osobników z łowiska, a w sytuacji kryzysowej – tak jak obecnie z afrykańskim pomorem świń (ASF), łatwe wdrożenie procedur gospodarczych. Można sobie tylko wyobrazić lub prześledzić problemy w innych krajach, w których jest wiele równorzędnych organizacji łowieckich, w których obowiązują różne zasady realizacji celów łowieckich. W obowiązującym w Polsce modelu łowiectwa zwierzyna w stanie wolnym jest własnością skarbu państwa, zaś koła łowieckie (około 2,5 tyś.), które dzierżawią blisko 4,8 tys. obwodów łowieckich, wypełniają misję gospodarki łowieckiej za własne pieniądze wniesione ze składek członkowskich. Tym samym cele hodowlano-ochronne wypełniane względem najczęściej występujących gatunków zwierzyny grubej i drobnej nie angażują środków finansowych z budżetu państwa. Myśliwi płacą za zadania, które w wielu innych krajach są finansowane ze środków publicznych. Zwierzyna łowna taka jak: sarna, jeleń, daniel, dzik występując w stanie wolnym, a nie tylko w zamkniętych fermach hodowlanych, powoduje powstawanie szkód w uprawach rolnych i leśnych. Szkody te pokrywane są z funduszy kół łowieckich uzyskanych ze składek oraz za odstrzeloną, w ramach prawidłowej gospodarki, zwierzynę. 

Często porównuje się gospodarkę łowiecką do hodowli zwierząt gospodarczych. Przecież chodzi o to samo – efektem końcowym jest pozyskanie lub ubój zwierzęcia. Nic bardziej mylnego! O ile hodowle fermowe zwierząt gospodarczych (krowy, świnie ale także zamknięte fermy danieli i innych zwierząt, hodowanych na mięso) w pełni są zależne od cyklów produkcyjnych i praw popytu, i podaży na surowiec mięsny, to gospodarowanie populacjami zwierząt dziko żyjących jest bardzo zależne od środowiska bytowania. Od ekosystemu (leśnego lub polnego), którego elementem jest także ów zwierz. Mówiąc o naturze, musimy być pełni pokory nad jej złożonością. Skomplikowane zależności panujące w środowisku naturalnym, powodują chęć poznania tych procesów. Choćby tylko oszacowania trendów, gdyż ciężko ujmować naturę w równania logarytmiczne. Ten szacunek połączony z pokorą wykazują na co dzień myśliwi. To oni z uporem maniaka podpatrują to, co się dzieje w przyrodzie. Chcą poznać relacje pomiędzy poszczególnymi elementami tej skomplikowanej układanki, którą dał nam Stwórca, aby dobrze i odpowiedzialnie wpisać swoją rolę w środowisku naturalnym.

Myśliwi we współpracy z leśnikami starają się rozpoznać możliwości bytowe różnych środowisk (zarówno leśnych, jak i polnych). Wiedza o zależnościach pomiędzy populacjami zwierząt łownych, a ich środowiskiem umożliwia myśliwym określenie liczebności zwierząt, tak aby szkody przez nie powodowane były akceptowalne dla gospodarza terenu (rolnicy, leśnicy). Nadmiar zwierząt jest redukowany poprzez polowania. Myśliwi gospodarują zwierzostanem w oparciu o wielkoobszarowe rejony hodowlane. Obiektem działania nie jest pojedynczy osobnik, a cała populacja gatunku łownego. Gospodarka łowiecka oparta jest o roczne i wieloletnie plany hodowlane, które sporządzają zarządcy obwodów łowieckich czyli zarządy kół łowieckich po akceptacji przez nadleśniczego na terenie, którego obwód jest posadowiony. W planach tych uwzględnione są informacje i działania o charakterystyce obwodów, jego zagospodarowaniu w odpowiednie urządzenia (np. paśniki, lizawki) oraz sposoby zatrzymania zwierzyny w lesie (pasy zaporowe). Podawana jest ilość karmy i niezbędnej dla zwierzyny soli. Zawarte są informacje o poniesionych kosztach w ramach wypłacania odszkodowań łowieckich. Pokaźnym rozdziałem w planach łowieckich jest informacja o liczebności zwierzyny grubej i drobnej, ich ubytkach z przyczyn losowych i naturalnych (kolizje drogowe, naturalni drapieżcy, kłusownictwo, choroby itp.), a także liczbie wsiedleń i introdukcji oraz pozyskanie zwierzyny realizowane przez myśliwych. 

Jeśli powyższych zadań nie będą wykonywać myśliwi, to kto je będzie realizował? Wyznaczeni zawodowi myśliwi, strażnicy przyrody (co ma miejsce w kilku państwach)? Trzeba jednak od razu dodać, że nie będą tego robić za darmo. Ktoś musi te zadania sfinansować, opłacić zawodowych łowców za ich pracę. Pytanie – czy zadania ochronno – hodowlane będą tak samo pieczołowicie wykonywane jak te, które obecnie realizują myśliwi w ramach swych pasji? Stworzenie modelu obecnie funkcjonującego w Polsce jest obiektem zazdrości wielu, zarówno europejskich, jak światowych myśliwych. Dane literaturowe wskazują, że bioróżnorodność obserwowana w użytkowanych gospodarczo lasach w Polsce jest znacznie bogatsza niż w wielu parkach narodowych na zachodzie Europy. Skąd się więc ów fenomen wziął? Z chwilowej mody na naturalność, na bycie „eko” niektórych organizacji pozarządowych? Czy może jednak z mrówczej, kilkudziesięcioletniej pracy ponad 120 tyś. myśliwych? 

W toczącej się debacie publicznej nad rolą i wkładem myśliwych w środowisko naturalne, często pomijana jest ich pasja, z którą wykonują swoje zadania. Przypomnijmy – zadania hodowlane i ochronne nacechowane są wielowiekowym dziedzictwem, tradycjami i zwyczajami. Przez obecne podejście eliminuje się ich emocjonalny związek z przyrodą, często spłycając rolę łowcy do odstrzału zwierzyny. Przecież myśliwy nie jedzie do lasu z myślą, że jeśli nie upoluje jelenia, dzika to będzie jego porażka. Bardzo często do łowiska jeździ po to tylko, aby pobudować paśnik, lizawkę, dosypać soli do niej, aby zwierzyna mniej zgryzała młode sadzonki na uprawach. Stosowane w polskim modelu łowiectwa zasady selekcji narzucają bardzo drobiazgową analizę jakości i ilości populacji oraz wieku zwierząt, które myśliwy może pozyskać z ich naturalnego środowiska.

W łowiectwie obowiązują okresy ochronne na poszczególne gatunki zwierząt. Nie polujemy wtedy, gdy samica wychowuje młode, najmłodsze latorośle mają czas, aby się odchować; każdy gatunek ma w kalendarzu polowań swój okres ochronny – i tym różni się myśliwy od szczytowego drapieżcy (np. wilka, rysia, czy niedźwiedzia), które to okresów ochronnych dla swych ofiar nie uznają. 

W dyspucie pomiędzy przyrodnikami, myśliwymi, leśnikami, a osobami, którym się wydaję, że znają zależności przyrodnicze, często pada propozycja, aby myśliwego zastąpić naturalnym drapieżcą, który będzie spełniał rolę selekcjonera populacji np. jeleniowatych. Mówią: „to naturalny model, wszak przecież wracamy do korzeni, do natury…”. Sęk w tym, że obecne środowisko znacznie zmieniło swoje oblicze od tego, gdy na obszarach puszczańskich występowały naturalne łańcuchy troficzne. Odbudowując populację wilka (co obecnie ma miejsce w części naszego kraju), nie możemy zapomnieć, że hodowcy owiec, krów, będą mocno protestować i akcentować szkody, które wilki potrafią wyrządzić w hodowlanych stadach. Drapieżcy zawsze wybiorą łatwiejszą zdobycz – zamiast uganiać się za rączym jeleniem, skorzystają z suto zastawionego owcami „stołu”. A jeśli tak, kto będzie eliminował nadmiar jeleniowatych i dzików? Czy takim selekcjonerem będzie gęsta sieć komunikacyjna, naturalne wypadki z udziałem samochodów? W incydentach tych giną nie tylko zwierzęta, giną także ludzie. Dlatego w bardzo nastawionej na ochronę przyrody Szwecji od kilkunastu lat jest ogólne społeczne przyzwolenie na znaczną redukcję populacji łosia z udziałem, którego często dochodzi do groźnych (czasem także śmiertelnych) kolizji drogowych.

Rozważając los populacji jeleniowatych, pozbawionych czynnika ograniczającego ich liczebność, należy zadać pytanie: jak leśnicy wyhodują młode pokolenia lasu? W konsumpcyjnych naszych preferencjach skupiamy się na wyborach tego co naturalne – w pierwszej kolejności wybieramy produkty z drewna niż z plastiku. Drewno trzeba pozyskać z lasu, a w miejsce wyciętego drzewa, posadzić nowe, które bardzo często jest zgryzane przez sarnę czy jelenia. Oczywiście – zwierzyna ta jest u siebie, ekosystem leśny to jej dom. Są też oczekiwania społeczeństwa – chcemy mieć drewniane, a nie plastikowe meble. Rolą myśliwych jest więc utrzymywanie populacji jeleniowatych w takich ryzach liczbowych, aby leśnicy mogli wyhodować kolejne pokolenia lasu. Z drugiej strony – są oczekiwania społeczne, aby spacerując po lesie mieć szanse zobaczenia sarny, dzika czy jelenia, gdyż jest to naturalny element ekosystemu leśnego.

Myśliwi i leśnicy ze znajomością złożonych zależności przyrodniczych, ale także oczekiwań społecznych, pełnią rolę inteligentnego, wrażliwego „naturalnego drapieżcy”. Selekcjonera, który utrzymuje w akceptowalnych społecznie ryzach liczebnościowych populację zwierzyny dziko żyjącej. A w sytuacjach, kiedy należy zadbać o jej jakość osobniczą i populacyjną – robiących wszystko, aby zwierzyna się dobrze rozwijała. Należy pamiętać, że chroniąc środowisko i polepszając warunki bytowe dla gatunków łownych, myśliwi automatycznie polepszają też środowisko dla wielu innych gatunków zwierząt nie będących na liście zwierząt łownych. Wysypując posyp dla kuropatw lub bażantów dostarczają karmy dla całej plejady gatunków ptaków zamieszkujących nasze pola i skraje lasu. Wykładając sól w lizawkach, nie tylko dostarczają cennych mikroelementów dla jeleniowatych, ale z tej atrakcji pokarmowej korzystają wszystkie gatunki zwierząt, którym sól jest niezbędna do funkcjonowania w okresie zimy i wiosny.

Doszliśmy do miejsca, aby w hipotetycznej dyspucie z „obrońcami zwierząt” przywołać ich teorię, że myśliwi, podczas polowania, mają zbyt dużą przewagę technologiczną. Zwierzyna nie ma żadnych szans przeżycia w kontakcie z łowcą wyposażonym w broń palną, przyrządy optyczne, wabiki. Ustosunkowując się do takiego zarzutu wystarczy przywołać cele myślistwa w Polsce. Samo polowanie jest jednym z wielu działań i z pewnością nie jest na pierwszym miejscu. Pamiętając o zasadach selekcji, etyki łowieckiej i terminach polowań bardzo często myśliwi obserwując zwierzę nie strzelają, cieszą się jej widokiem w łowisku. Jednak czasem do oddania strzału musi dojść, aby zrealizować nadwyżki populacji (w gwarze łowieckiej – „przyrost zrealizowany”). Co wtedy? Czy myśliwy wyposażony w dzidę ma stanąć w szranki ze zwierzęciem jak torreador z bykiem na korridzie? Czy też bardziej humanitarną metodą będzie użycie broni, w kalibrze o odpowiedniej energii rażenia, aby bez zbędnego cierpienia uśmiercić od razu zwierzę? W gospodarowaniu populacjami zwierzyny łownej nie chodzi o to, aby zwiększać jej szanse przeżycia podczas spotkania z łowcą, ale aby z populacji pozyskać osobniki, które podlegają selekcji, w sposób najbardziej humanitarny i bezbolesny. Bo o to głównie chodzi w humanitarnym podejściu do redukcji zwierzyny. Czy wilk lub niedźwiedź będą szybciej i mniej boleśnie zabijać jelenia? W Polsce, w przeciwieństwie do kliku krajów, zakazane jest używanie do polowań łuków, kusz lub oszczepów. Zwierzę, jeśli już, to ma zginąć nagle bez niepotrzebnych męczarni.

W ostatnich czasach wielką furorę robią programy kulinarne. Często promowane są przepisy z udziałem dziczyzny. Zdajemy sobie sprawę, że dziczyzna nie rośnie jak owoce na drzewach i trzeba ją pozyskać z naturalnego środowiska. Alternatywą jest konsumpcja mięsa z ferm hodowlanych. Jednak na owych fermach właściciele są zainteresowani szybkim wzrostem wagi i zdrowotnością zwierząt, dlatego podają wysokobiałkową karmę, często z udziałem hormonów wzrostu oraz antybiotyków. To później może trafiać na nasze talerze. Chcemy promować zdrowe odżywianie? – wspierajmy myśliwych w ich działaniach, aby pozyskana dziczyzna trafiała na polskie stoły, a nie zasilała restauracje u naszych zachodnich sąsiadów. Musimy wiedzieć, iż dziczyzna to najbardziej ekologiczne mięso, które możemy spożywać w naszej kuchni. Badania wykazały, że sarna czy jeleń potrafią zjadać ponad 200 różnych, dzikorosnących roślin, a nie jednorodną i zawsze taką samą paszę wysokobiałkową.

Nie każdy może zajmować się łowiectwem. Do polowania trzeba mieć konkretne cechy charakteru i nade wszystko kochać przyrodę. Tak samo jak nie każdy może zostać lotnikiem lub nie każdego fascynuje zbieranie znaczków pocztowych. To pasja! Pasja oparta na wypracowanej przez dziesięciolecia przyrodniczej wiedzy, tradycji i zwyczajach łowieckich oraz zbiorze zasad etycznych. Myśliwi stale pogłębiają swoją wiedzę w zakresie biologii, ekologii, a priorytetem jest ochrona środowiska i różnorodności biologicznej. To także ciągły kontakt z naturą – możliwość podglądania zwierząt w ich środowisku, poznania ich życia, ale także ogromnej odpowiedzialności za nie. 

Rozumiejąc cele łowiectwa w Polsce, wspierajmy działania myśliwych w polepszaniu środowiska bytowania zwierząt dziko żyjących. Dajmy im możliwość realizacji pasji, która nie opiera się jedynie na odstrzeliwaniu zwierząt, ale głównie na dbaniu o zdrową ich populację. Myśliwi robią to bez udziału środków finansowych z budżetu państwa, za własne pieniądze. Po co, więc burzyć sprawdzony i dobrze działający model, który przyniósł nam Polakom tak bogatą bioróżnorodność, której zazdroszczą nam inne narody?